Woldfile street, 55th Hayden

Hayden

Myśli kołowały w jej głowie z prędkością kilkudziesięciu km na godzinę. Cofnęła się o krok, wbijając wzrok w te jego brązowe oczy.
- Kubek, Ainee, Ty. - wyliczała, niczym w transie. Nie mogła już tego ukrywać. Przełknęła ślinę.

Jesse

- o holy szit - padł xd - Słuchaj ! - warknął. - Dobra, byłem palantem, że cię w ogóle wypuściłem, ale miałaś być bezpieczna. Do cholery ! Które człon słowa bezpieczna jest tu neizrozumiały ? Nie widzę nic bezpiecznego w ładowaniu się w ten zawód... I to jeszcze z kataną ! Boże, widzisz i nie grzmisz ?! Mogłaś sobie załatwić chociaż pistolet. I to porządny a nie jakiś krótki nożyk do walki wręcz. Z tym - nakręcił się - to możesz chodzić kroić kotlety w barze a nie ludzi w zaułkach - zmrużył oczy - Jezu Chryste, gdzie się podziewasz ?!! - wzniósł oczy ku niebu.
- I znowu. Po raz kolejny mam na ciebie zlecenie. Wyjdź - prychnął - i mi się na oczy nie pokazuj, bezwstydna babo XDD

Hayden

Uniosła brwi, cofając się o krok. Myśli kołatały się jej w głowie coraz szybciej, uniosła dłoń, mając zamiar wymierzyć nią w policzek chłopaka. Przewróciła jednak oczami, opuszczając rękę. Usiadła na krześle, tyłem do chłopaka. Westchnęła.

Jesse

Zmiął w ustach przekleństwo. I kolejne. I całą następną wiązkę. Przemilczał dwa kazania. Obkroił w myślach kolejne dwa zdania z epitetów. W końcu się odezwał.
- Dlaczego ? - spytał już spokojniej, choć wciąż się w nim gotowało. Złość i szalona radośc. o tak. Jego kochanie wróciło <3

Hayden

Wzruszyła ramionami, podpierając dłońmi twarz.
- I tak nikt nie wie, że ja to ja. - stwierdziła ni stąd, ni zowąd, nucąc coś pod nosem. Potarła ręką twarz, uśmiechając się kątem ust. Przymknęła oczy, wsłuchując się w cichy szelest za drzwiami.

Jesse

- Nikt ? No, to ładnie. Powinnaś mieć niezmywalnym markerem wypisane na czole 'kłopot'. Niezależnie od życia i wcielenia ZAWSZE się w niego ładujesz. - burknął i usiadł obok niej.

Hayden

- WCALE nie. - odpowiedziała, niestety bez przekonania. Spojrzała przelotnie na chłopaka, mrużąc oczy. Chyba nic się nie stało? - Co dalej? - zapytała, a jej twarz oblał delikatny rumieniec. Może z gorąca, a może ze wstydu.

Jesse

Bawił się sznurkiem od bluzy.
- Mam pewną propozycję co dalej, ale obawiam się, że dostanę za nią kataną po głowie, więc taktownie milczę - stwierdził z figlarnym uśmiechem.

Hayden

Uniosła pośpiesznie wzrok, spoglądając z ciekawością na chłopaka.
- mów. - zachęciła go, równie figlarnym uśmieszkiem. Przybliżyła się lekko, niemal opierając brodę o ramię Jesse'go. - co to takiego? - zapytała, szczerząc się lekko. Uśmiechnęła się, czując ulubiony zapach - jego włosów ;3

Jesse

Objął ją ramieniem i delikatnie je pogładził.
- Możemy - zaczął mruczeć jej na ucho i przysunął sie bliżej - obrzucać bitą śmietaną psa sąsiadów - powiedział definitywnie burząc romantyczny nastrój i patrząc na nią niewinnie.

Hayden

Parsknęła śmiechem, dalej opierając się o chłopaka.
-a co proponujesz po śmietanie? - zapytała, niby zapominając o zburzeniu nastroju. Wyszczerzyła się.

Jesse

Uśmiechnął się, bawiąc się czule jej własami, przygarnął dziewczynę do siebie i splótł dłonie nan jej podołku, samemu opierając brode o ramię.
- Cóż. Trzeba by było uciec. W końcu twój sąsiad ma w domu karabin.

Hayden

Napięła się, sama nie wiedząc czemu. Albo dlatego, że Jesse obchodził się z nią tak czule, albo dlatego, iż usłyszała słowo 'karabin'. Natychmiast odrzuciła wszystkie ponure myśli, kładąc ponownie głowę na ramieniu chłopaka. Uśmiechnęła się znów kreśląc delikatnie wzorki palcem po jego szyi.